Sesja na wariata to już chyba nasz rodzinny slogan ;) Zawsze w biegu, z rozwianym włosem i lekką zadyszką wpadamy na miejsce spotkania, gdzie Gosia ratuje mnie szybkim makijażem i w pośpiechu podkręca loki. W końcu od czego ma się rodzinę ;) Dodatkowym czynnikiem stresowym jest zawsze momentalnie umykające światło, "a światło jest najważniejsze!" - mówi mi moja kochana fotografka :)
Przy pierwszej sesji ciążowej nad morzem zależało mi na tym żeby wyglądać świetnie, przy roczniaku plączącym się u spódnicy wystarczy - "jakoś" ;) Efekty i tak zawsze przerastają moje oczekiwania. "Ten obiektyw jest chyba jakiś zaczarowany" - mówię po obejrzeniu obrobionych zdjęć :) Taka sesja jest dla nas świetnym oderwaniem się od codzienności i przypomnieniu co tak naprawdę jest ważne. W perspektywie czasu te zdjęcia nabierają o wiele większego znaczenia. Kiedy nie ma już brzuszka, a w jego miejsce pojawia się maleństwo takie utrwalone wspomnienia są na wagę złota. Przy każdej ważnej okazji korzystamy z tego, że mamy w rodzinie Gosię i możemy się uśmiechnąć o piękne zdjęcia rodzinne.
Sesję brzuszkową zrobiliśmy dosłownie na ostatnią chwilę, bo nasz mały Aleks pojawił się na świecie już kilka dni później, zaskakując nas nieplanowanym porodem domowym, tak aby "na wariata" miało swoje kolejne uzasadnienie ;)
Comments